Kreta – wyspa Minotaura: Zwiedzanie i wypoczynek

Wycieczka na Kretę była moją pierwszą, w której zdecydowałam się zwiedzać na własną rękę. Namówiłam na nią mojego chłopaka (teraz już męża). Zaplanowałam ją bardzo dokładnie, a miałam wiele ograniczeń, głównie finansowych. Jeżeli wybieracie się na Kretę, to lepszą opcją będzie wybranie hotelu, w którym zapewnione jest śniadanie i przynajmniej obiadokolacja. W przeciwnym razie możecie sporo przepłacić. Dla turystów w każdej restauracji serwowana jest osobna karta dań z znacznie wyższymi cenami. Do tego często serwowany jest mały poczęstunek, za który doliczana jest opłata. Jest to opłata za obsługę, czyli jednym słowem napiwek. Żywienie się chlebem z dodatkami nie jest zbyt atrakcyjną formą spędzania czasu. Lepiej więc od razu dopłacić i mieć wyżywienie zapewnione. Nas standardowy posiłek (obiadokolacja) kosztował około 65 zł. od osoby. Dla nas (wtedy studentów) było to sporo. Ale wszystko po kolei. Swoją podróż opiszę począwszy od miejsca noclegowego, następnie opiszę wyprawę na własną rękę do słynnego Knossos, a następnie zwiedzanie Iraklionu (Heraklion). A więc zapraszam na Kretę!

 

 

Na Krecie byłam w 2009 roku. Jechałam wtedy z jeszcze swoim chłopakiem (bo aktualnie już mężem) i zależało nam głównie na zwiedzaniu, a nie na luksusach. Z tego też powodu wybraliśmy mały, rodzinny hotel położony w miejscowości Ammoudara (region centralny Krety)

http://www.hotelstork.com

Jak już wspomniałam wcześniej, stołowanie się na wyspie okazało się dla nas kosztowne i prościej byłoby wybrać hotel serwujący śniadania i obiadokolacje.

 

 

Hotel jest ciekawie usytuowany, w spokojnej okolicy, z widokiem na góry i gaje oliwne. Pokoje skromne, ale czyste. Do morza jest w miarę blisko, chociaż my chodziliśmy na plażę piaszczystą nieco dalej (po wyjściu na główną ulicę kierowaliśmy się w prawo). Bardzo blisko jest autobusem do Iraklionu i Knossos (żeby dojść na przystanek, trzeba wyjść na główną ulicę i kierować się w lewo).

 

Mimo, że Ammoudara jest mała, to obfituje w wiele pięknych miejsc. Warto nieco po niej pospacerować, bo widoki gór są nieziemskie. Równie piękne są widoki gajów oliwnych, warto też pójść zobaczyć mały stawek, w którym pełno kaczek różnego ubarwienia. Myślę, że miejscowość ta jest idealnym miejscem na nocleg. Jest przede wszystko blisko do Iraklionu i Knossos, poza tym są piękne piaszczyste plaże i urokliwe miejsca do zobaczenia. Wieczorne spacery są jak najbardziej wskazane 😉

 

Pierwszym miejscem, które koniecznie trzeba zobaczyć jest Knossos. Zawsze marzyłam o zobaczeniu tego miejsca. Czytając o nim nie spodziewałam się tylko, że będzie takie małe. Zauważyłam, że wszystkie miasta starożytne mają to do siebie, że znacząco różnią się rozmiarami od naszych. Widocznie wiąże się to z zaludnieniem naszej planety kiedyś i dziś. No ale wracając do Knossos. Dostać się tam możemy autobusem. Na przystanku należy zamachać do kierowcy, że wsiadamy (w przeciwnym razie może się nie zatrzymać). Najpierw należy się udać do Iraklionu, a następnie już do Knossos. Można również wynająć samochód. Ale w takim przypadku pamiętajcie by zabrać prawo jazdy. Knossos to na dzień dzisiejszy głównie ruiny i część rekonstrukcji. Nie wiem jaki jest koszt wstępu, bo studenci nie płacą nic 😉

 

 

Zawsze fascynowało mnie zwiedzanie miejsc związanych z legendami i mitami. I tak też było w tym przypadku. Nie mogłam się już doczekać, kiedy wejdę na tę samą ziemię, na której niegdyś stał jeden z największych minojskich pałaców. Do tego dochodził mit o labiryncie z grasującym w nim Minotaurze. Będąc na Krecie miałam wrażenie, że byki są wszędzie. Czy to w postaci obrazów z ludźmi przeskakującymi byka, czy w postaci rzeźb.

 

 

Samo zwiedzanie wydaje się błądzeniem po wąskich przesmykach, alejkach, pomostach, salach przejściowych, schodach, co zresztą jeszcze bardziej nasuwa skojarzenia z labiryntem króla Minosa 😉

 

 

Ktoś mi kiedyś powiedział, że szkoda czasu na podróże, bo można zobaczyć wszystko w internecie. Może i można zobaczyć, ale zdjęcie nigdy nie odda tego, jakie jest dane miejsce na prawdę. Nie poczujemy poprzez internet upału panującego w Knossos i nie zobaczymy i nie usłyszymy wiatru szumiącego leciutko liśćmi drzew oliwnych. Pewne rzeczy trzeba poczuć całym sobą. Nie należę do ludzi bogatych, więc każda podróż jest przeze mnie starannie zaplanowana i wymaga ode mnie wyrzeczeń w innych sferach życia, ale nigdy nie dałam bym sobie odebrać wspomnień, których dostarczyły mi właśnie podróże.

 

 

Kolejnym miejscem, które koniecznie należy zobaczyć jest Iraklion (Heraklion). My wybraliśmy się tam kilka razy, bo do zobaczenia jest muzeum, port i wiele innych miejsc, więc warto poświęcić na to trochę czasu.

 

 

Miejsca warte zobaczenia w Iraklionie (Heraklion):
  • Muzeum Archeologiczne
  • Wenecki port i twierdza
  • Kościół Agios Titos
  • Wenecka loggia
  • Katedra Agios Minas
  • Plateia Eleftherias – plac Wolności
  • Plateia Venizelou – plac Lwów.

W zwiedzaniu Iraklionu miała nam pomóc mapa. Jak się okazało zupełnie bezużyteczna, bo wszystkie nazwy ulic napisane były po grecku. Jeszcze jedna przestroga. Uważajcie na przejściach dla pieszych. Kierowcy niezbyt je respektują 😉 Wiadomo, co kraj to obyczaj. Jeszcze taka ciekawostka. Jak kierowca miga światłami lu trąbi, to nie oznacza wcale, że na skrzyżowaniu puszcza inną osobę, ale że on definitywnie jedzie. Byłam świadkiem takich wydarzeń.

 

 

Iraklion nie jest miastem dużym. My poruszaliśmy się piechotą i jakoś specjalnie się nie zmęczyliśmy. Jedyne co może dokuczać, to oczywiście upał, więc na zwiedzanie warto wybrać się w dzień chłodniejszy, lub chociaż wietrzny. Zamiast skierować swe kroki od razu do muzeum archeologicznego, poszliśmy najpierw zobaczyć Katedrę Agios Minas i na wybrzeże.

 

 

Po zobaczeniu Katedry, skierowaliśmy się do portu i twierdzy. Forteca strzegąca wejścia do portu zbudowana została w latach 1523-1540. W miejscu tym istniało już wcześniej kilka twierdz, jednakże wszystkie uległy zniszczeniu m.in. w wyniku trzęsień ziemi.

 

 

Skrzydlaty lew św. Marka był herbem Republiki Weneckiej. Umieszczany był nad bramami wjazdowymi, budynkami użyteczności publicznej i fortyfikacjami.
W ramach dygresji, nie polecam pójścia molem do samego końca 🙂 Mój chłopak się upierał i w końcu dałam się przekonać. Wierzcie mi, że dawno się tak nie spociłam 😉 A na samym końcu… byli dwaj rybacy…
 
 

 

No to pora na Muzeum Archeologiczne. Należy ono do najsłynniejszej placówki muzealnej na Krecie, a zarazem jest największą skarbnicą zabytków z czasów minojskich. Zbiory znajdujące się w muzeum ukazują nam zabytki aż od neolitu, skończywszy na epoce rzymskiej.
Na poniższych zdjęciach eksponaty takie jak: Głowa byka, bogini z wężami, dzbany, monety, posągi i malowidła.

 

 

Muzeum zrobiło na mnie spore wrażenie. Zamieściłam dosłownie kilka zdjęć z całego mnóstwa, bo nie sposób pokazać wszystkiego, tyle jest eksponatów. Zadziwia również dobry stan wielu z nich. Można (jak widać) robić zdjęcia, ale bez lampy błyskowej. Nie bez powodu dodałam zdjęcie dysku z Fajstos. Długo go obserwowałam (nie ja jedna zresztą), bo wydał mi się nadzwyczaj interesujący, a może raczej intrygujący. Nikt nie jest w stanie określić na pewno do czego dysk służył, za to powstało już całe mnóstwo artykułów z przeróżnymi teoriami (co jedna, to ciekawsza).

 

 

Dalej kierujemy się do placu Lwów (inna nazwa, stosowana zamiennie, to plac Fontanny), który swą nazwę zawdzięcza oczywiście fontannie, której głównym, wyróżniającym elementem są właśnie lwy plujące wodą 🙂 Oryginalną nazwą jest Plateia Venizelou. Może nieco o samej fontannie Morosiniego. Zbudowana została w 1628 r. przez weneckiego gubernatora miasta, zaś by doprowadzić wodę z gór, wzniesiono adwedukt o długości 16 km. Podstawę fontanny zdobią płaskorzeźby syren, trytonów i innych mitycznych, morskich istot. Na plac zaglądają chętnie nie tylko turyści, można tutaj spotkać również wielu miejscowych.

 

 

Z Placu Lwów przemieszczamy się do weneckiej loggii. Na zewnątrz nie przedstawia się zbyt ciekawie, za to co innego w środku. Wenecka loggia wzniesiona została w XVII w. przez Francisca Morosiniego jako miejsce spotkań i wypoczynku weneckiej szlachty. Na dole warto zwrócić uwagę na przedsionek ozdobiony łukami i wizerunkami słynnych Kreteńczyków. Obecnie budynek pełni rolę ratusza.

 

 

Po zobaczeniu ratusza, idziemy zobaczyć kościół Agios Titos. Agios Titos ma również ciekawą historię. Sama budowla pochodziła z drugiego okresu bizantyjskiego i była siedzibą kreteńskiego metropolity. W czasach tureckiej okupacji świątynia przekształcona była na meczet. W roku 1856 w wyniku trzęsienia ziemi uległa zniszczeniu, przez co odbudowana została od podstaw. Po opuszczeniu wyspy przez Turków, w budowli ponownie urządzono kościół, którego patronem został św. Tytus, pierwszy biskup Krety.

 

 

Na koniec Plateia Eleftherias, czyli plac Wolności. Byłam tam dwa razy i z pierwszego pamiętam tyle, że okoliczne restauracje próbowały nas wciągnąć na posiłek. Za drugim razem szliśmy już opaleni, bez aparatu fotograficznego i w ten sposób nikt nas nie nagabywał, bo widocznie zostaliśmy uznani za mieszkańców wyspy 🙂

 

 

Na koniec jeszcze taka mała rada odnośnie posiłków w restauracjach. Najlepiej wybierać te najbardziej zatłoczone 😉 A dlaczego? Bo tam się najecie. Próbowaliśmy stołować się w kilku miejscach i faktycznie, tam gdzie było mało ludzi dostawało się głodowe porcje na horrendalne kwoty, zaś tam gdzie panował tłok można się było najeść.

 

 

Powyżej zdjęcie z pustej restauracji, gdzie za duże pieniądze dostaliśmy kilka frytek i mięso, w którym nie wiadomo do końca ile mięsa faktycznie było, bo raczej smakowało bułką 😉

 

Kretę najlepiej zwiedzić wynajętym samochodem. Można wtedy dotrzeć wszędzie. Pamiętajcie jednak o zapoznaniu się z zwyczajami tamtejszych kierowców na drogach. Bardzo pomoże Wam to poruszać się po wyspie.