Zimowe wakacje w Paryżu, czyli francuski weekend bez wytchnienia

W dniu moich urodzin mój mąż zrobił mi niezapomniany prezent. Nie dość, że sprezentował mi moje ulubione perfumy, to w dodatku na sam koniec dnia wręczył mi kopertę z informacją, żebym to ja wybrała lokal, w którym zjemy kolację. Niezbyt wiedziałam o co chodzi, po co w takim razie ta koperta? Wszystko się wyjaśniło, gdy tylko ją otworzyłam… w środku były bilety lotnicze do Paryża! Prawie się rozpłakałam ze wzruszenia, a w głowie już zaczęłam układać plan podróży. Był to wyjazd weekendowy – wylot mieliśmy w piątek po południu , a powrót w niedzielę późnym wieczorem. Bilety kosztowały łącznie 258,40 zł. Uwielbiam planować nasze wyjazdy, więc zaczęłam rozglądać się w pierwszej kolejności za noclegami. Nie chcieliśmy wydawać fortuny, wobec czego nie szukałam typowego hotelu. Po wielu poszukiwaniach znalazłam polecane przez forumowiczów noclegi u sióstr Nazaretanek. Zadzwoniłam, okazało się, że na szczęście siostry mówią po polsku. Bardzo chętnie nas przyjęły, a koszt noclegu to zaledwie 13€/os./noc! Nigdy za bardzo nie zwracamy uwagi na warunki w pokoju, najważniejsze jest to, żeby była ciepła woda i kawałek łóżka, aby wypocząć przed ostrym zwiedzaniem.

W piątek po pracy ostatnie pakowanie i wyjazd na lotnisko Wrocław Strachowice. Odprawa przebiegła pomyślnie, po chwili byliśmy w samolocie linii Ryanair, a po jakichś 2h lądowaliśmy w Paryżu-Beauvais. Stamtąd mieliśmy transfer pod wskazany adres, co kosztowało 20€ (w dwie strony – razem z dojazdem powrotnym na lotnisko w niedzielę). Po drodze Pan Krzysztof (kierowca) opowiedział nam wiele ciekawych rzeczy o mieście, a także dał sporo cennych rad jak poruszać się po Paryżu, gdzie zjeść i co warto zobaczyć. Zawiózł nas od razu do Nazaretanek, było już późno, a napięty grafik powodował, że już o 5:00 rano musieliśmy być na nogach. Na miejscu okazało się, że całe mieszkanie jest do naszej dyspozycji. Warunki skromne, ale było ciepło, można było się wykąpać, a łóżka były wygodne. W powietrzu unosił się trochę specyficzny zapach wilgoci, ale zamierzaliśmy tam spędzić tylko 2 noclegi, więc było do zniesienia.

Oczywiście cały plan podróży przygotowałam w domu, długo przed wyjazdem – razem z mapami, wydrukami wskazówek komunikacyjnych itp. Z perspektywy czasu mam wrażenie, że przekopałam cały Internet w poszukiwaniu najciekawszych atrakcji. Szczęście sprawiło, że mój mąż nieświadomie wykupił bilety lotnicze na pierwszy weekend grudnia – a w każdą pierwszą niedzielę miesiąca wstęp do muzeów jest darmowy! Ale do niedzieli jeszcze dojdziemy, najpierw opowiem o wspaniałej, grudniowej sobocie spędzonej w tym europejskim mieście miłości.

Dzień 1

Początkowe obawy związane z odległością naszego noclegu od centrum miasta były kompletnie niepotrzebne! Z miejsca noclegu do kolejki RER B mieliśmy ok. 750m, a czas dojazdu do centrum to ok. 20 min. Pierwsze co zrobiliśmy, to wykupiliśmy bilety na komunikację miejską na strefy 1-3 (ścisłe centrum). Bilet dwudniowy dla mnie kosztował 18,15€ tzw. Paris Visite, natomiast dla mojego męża (jako że nie ukończył 26 roku życia): 3,85€/dzień tzw. Ticket Jeunes week-end. Na pewno bardziej się to opłaca, niż bilety jednorazowe, zwłaszcza że w 2 dni chcieliśmy zobaczyć naprawdę dużo, a siły i czasu na chodzenie zapewne by nie wystarczyło. Pierwszy punkt zwiedzania to Pantheon oraz położona niedaleko Bibliotheque Sainte-Genevieve. W Pantheonie pochowano 73 osobistości zasłużone dla narodu, m.in. Marię Skłodowską-Curie, czy Victora Hugo. Wstęp kosztuje 7€ dla dorosłych, 4,50€ bilet ulgowy. Stamtąd spacerem przeszliśmy obejrzeć Bibliotekę, ale nie wchodziliśmy do środka. Później dalej na północ również spacerem do słynnej Katedry Notre-Dame, po drodze usiedliśmy na chwilę zajadając kupione w markecie bułki na śniadanie. Tej Katedry chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, wstęp jest bezpłatny (oprócz wieży). Piękny symbol Paryża urzeka dbałością o szczegóły i świetnym położeniem na wysepce nad Sekwaną. Po zwiedzaniu Katedry obeszliśmy wysepkę, aż do Pont Neuf (najstarszego mostu w Paryżu) i parku Square du Vert-Galant podziwiając miasto z innej perspektywy.

Później udaliśmy się do najbliższego metra, po drodze na liście mieliśmy jeszcze Fontannę Św. Michała, do której wrzuciliśmy kilka centów myśląc życzenie. Metrem dojechaliśmy do Esplanade des Invalides, przeszliśmy ogrodami do Musee de ‘Armee i Kościoła du Dome, gdzie można podziwiać m.in. grób Napoleona, a w muzeum bogatą kolekcję sztuki i techniki militarnej. Bilety kosztują od 7 do 9€, ale nie wchodziliśmy do środka ze względu na brak czasu. Następnie przejechaliśmy kawałeczek autobusem miejskim pod pola marsowe. Kupiliśmy w piekarni po dwa croissanty i ze smakiem zjedliśmy je na lunch podziwiając od dołu Wieżę Eiffla. To były najlepsze croissanty, jakie kiedykolwiek jadłam. Stanęliśmy w kolejce, żeby wjechać na szczyt. Czekaliśmy ok. 25 minut, a za podziwianie panoramy miasta z drugiego piętra wieży Eiffla zapłaciliśmy po 16€, natomiast żeby wjechać na sam szczyt trzeba by zapłacić 22€ (ulgowy 20€).

Spędziliśmy tam trochę czasu, ale że to był grudzień, długo nie wytrzymaliśmy. Stwierdziliśmy, że trzeba się zatrzymać na jakąś gorącą kawę i odpoczynek. Znaleźliśmy jakąś przyjemną kawiarnię i usiedliśmy z zamiarem krótkiego postoju. Po nabraniu sił wyruszyliśmy z powrotem na szlak, tym razem udaliśmy się na Plac Trocadero, skąd pięknie widać wieżę Eiffla.

Następnie wskoczyliśmy do metra nr 6, które zawiozło nas pod sam Łuk Triumfalny (dzień wcześniej jechaliśmy tamtędy, więc mogliśmy go podziwiać również wieczorem). Swoją drogą poruszanie się po mieście jest bardzo wygodne, rozkłady i mapy bardzo czytelne, więc nie da się zgubić. Stwierdziliśmy, że czas na obiad, a że nie jesteśmy wybredni, wybraliśmy opcję najtańszą, czyli pizzerię. Zamówiliśmy jedną dużą pizzę i dwie lampki czerwonego wina. Wino było pyszne, lekko musujące, a pizza smaczna na bardzo cienkim cieście. Za wszystko zapłaciliśmy ok. 28€.

Bardzo chciałam zobaczyć Centrum Lafayette ze spektakularnie zdobioną kopułą, o której próżno szukać informacji w przewodnikach. Udaliśmy się więc metrem do Centrum, nawiasem mówiąc jest to galeria handlowa. W związku z zagrożeniem terrorystycznym wszędzie bardzo dokładnie policja lub  ochrona sprawdza bagaże, torebki, plecaki itp. Po kilku chwilach udało nam się wejść, w środku było naprawdę bardzo dużo ludzi.

Z zachwytem porobiliśmy zdjęcia, po czym udaliśmy się w stronę Moulin Rouge. Czerwony Młyn to kolejna wizytówka Paryża, którą chyba każdy zna. Ceny biletów na występy kabaretowe rozpoczynają się od 100€/os., na co niestety nie mogliśmy sobie wtedy pozwolić.

Po obowiązkowo wykonanych zdjęciach ruszyliśmy spacerkiem do Bazyliki Sacre-Coeur. Cała dzielnica Montmartre robi bardzo przyjemne wrażenie: uliczni artyści, przykładający się rzemieślnicy, piękne obrazy i inne elementy sztuki rozłożone na ulicach – powodują uśmiech na samo wspomnienie. A „Biała Bazylika” zbudowana z wapienia wywołała chyba jeszcze mocniejsze doznania niż Katedra Notre Dame. Ze wzgórza Bazyliki cudownie widać panoramę miasta, wstęp do środka jest darmowy (za zwiedzanie kopuły i krypty zapłacimy 5€). Po tak intensywnym zwiedzaniu zrobiliśmy się głodni. Skończyło się na tańszym fastfoodzie, bo mieliśmy ograniczony budżet na tą wycieczkę. Trochę się zasiedzieliśmy, wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy ze zmęczenia. Plan minimum na sobotę został wykonany, a w TV akurat leciał jakiś ważny mecz, więc pozwoliłam mężowi spełnić obowiązek kibica. Sama też z chęcią posiedziałam w cieple. Odległości pomiędzy atrakcjami turystycznymi w Paryżu nie są duże, nawet się nie spodziewałam, że tak szybko będziemy poruszać się po mieście. Po zasłużonym odpoczynku wymyśliłam jeszcze, że wykupimy sobie wieczorny rejs po Sekwanie – była to nadprogramowa atrakcja, ale warto było. Statki odpływały co godzinę, a koszt takiej przyjemności to 14€/os. Wszystkie miasta w nocy wyglądają pięknie, ale to na mnie zrobiło największe wrażenie. W dodatku Wieża Eiffla była doświetlona ślicznymi lampkami, które mrugały w różnym tempie. 

Mimo chłodu, bardzo nam się podobało, a że nie było jeszcze zbyt późno, ostatkiem sił wybraliśmy się z powrotem do Moulin Rouge na wino i coś do przekąszenia – w końcu kolacja w wybranej przeze mnie restauracji w Paryżu to mój prezent urodzinowy. Bardzo miło spędziliśmy ten wieczór, chociaż marzyłam o tym, żeby wziąć prysznic i położyć się w ciepłym łóżku.

Dzień 2

W niedzielę pospaliśmy trochę dłużej – wiedząc, że pozostałe atrakcje powinniśmy spokojnie zdążyć zobaczyć. Najbardziej zależało nam na Luwrze. Zmodyfikowaliśmy trochę plany i w pierwszej kolejności wybraliśmy się pod Palais du Louvre. Przystanek metra, na którym należy wysiąść to Louvre – Rivoli. Chyba nie każdy wie, że do muzeum można się dostać nie tylko przez szklaną piramidę, ale też z podziemi. Kolejka do wejścia była spora, ale przez to że wstęp był darmowy i nie było kolejki w kasach (jak już wcześniej wspominałam – w pierwszą niedzielę miesiąca wstępy są bezpłatne) dość szybko szło – zabezpieczenia jak na lotnisku, ale wprawieni strażnicy nie przeciągali zbyt długo. Luwr jest ogromny – nie sposób w kilka godzin z dokładnością obejrzeć wszystkich eksponatów. Nie należymy do amatorów sztuki, więc tak naprawdę dłużej zatrzymaliśmy się tylko przy najbardziej znanych dziełach. Oczywiście kolejka do Mony Lisy była największa, ale nie zrobiła na nas takiego wrażenia, jakiego się spodziewałam. Poza tym naszej uwadze nie umknęły takie dzieła jak Wenus z Milo, Nike z Samotraki, obrazy Rafaela czy Carravaggia. Z muzeum wyszliśmy zadowoleni. Poszliśmy oczywiście zobaczyć szklaną piramidę, kolejka była zdecydowanie większa niż w podziemiach.

Następnie udaliśmy się do położonego po przeciwnej stronie rzeki Musee d’Orsay. Mieliśmy duże wątpliwości, do którego muzeum się wybrać – jest ich tak wiele w Paryżu. Właściwie zdecydowała spora kolekcja naszego ulubionego Moneta. Muzeum szczyci się obfitą kolekcją również innych impresjonistów, jak np. Cezanne’a, Degasa czy van Gogha. Kolejka do Muzeum była ogromna, staliśmy ok. 1,5h. W międzyczasie poszłam po uwielbiane przez nas croissanty i coś do picia. Po zakończeniu zwiedzania muzeum stwierdziliśmy, że czas na obiad. Znaleźliśmy przyjemną knajpkę z gyrosem. Stamtąd wybraliśmy się pieszo na Place du Carrousel, a później ogrodami do Place de la Concorde.

Po zasileniu żołądków wybraliśmy się na ostatni spacer pod Petit Palais i Grand Palais – są to muzeum i hala wystawowa wybudowane na wystawę światową w 1900r. Obok był akurat Jarmark Świąteczny, przeszliśmy więc w poszukiwaniu ciekawych francuskich produktów i wyrobów. Spróbowaliśmy w końcu grzanego wina, a później znaleźliśmy odpowiednią linię metra i udaliśmy się do miejsca zbiórki tj. Port Maillot, skąd mieliśmy opłacony już transfer na lotnisko.

W tabeli uwzględniłam jedynie miejsca, za które faktycznie płaciliśmy. W sumie weekend w Paryżu kosztował nas ok. 1400 zł/ 2 os. Zapłacilibyśmy o wiele więcej, gdyby nie darmowe wstępy do muzeów w pierwszą niedzielę miesiąca (co oczywiście wiązało się z odstaniem w sporej kolejce).

Oczywiście w dwa dni nie udałoby się zobaczyć wszystkich atrakcji Paryża. Czasu jednak wystarczyło na poczucie atmosfery miasta miłości, no i zobaczenie najbardziej komercyjnych miejsc. Na pewno jeszcze kiedyś tam wrócę, pominę wtedy oczywiste atrakcje i udam się w głąb, żeby zobaczyć Paryż surowy, nieturystyczny, mniej pompatyczny…

 

opłata jednostk.

suma dla pary

przelot Ryanair

129,20 zł

 258,40 zł

transfer na/z lotniska

20 €

 40,00 € 

nocleg

13 €

 52,00 €

komunikacja

18,15€

 25,85 €

Pantheon

7 €

 14,00 €

wieża Eiffla

16 €

 32,00 €

rejs po Sekwanie

14 €

 28,00 €

jedzenie

ok.

 65,00 €

 

       RAZEM

 256,85 €

 

258,40 €