Rowerem wokół Tatr. Trzy baby, trzy dni – niezapomniana górska przygoda.

W pierwszy weekend wakacji wybrałyśmy się na wyprawę rowerową wokół Tatr. Przygotowania trwały parę miesięcy, choć właściwie pewnie nie dlatego, że tyle właśnie trzeba, a dlatego że dzięki temu mogłyśmy pożyć naszym pomysłem znacznie dłużej.

Nasza ekipa, na którą składały się trzy dziewczyny: Sylwia B., Agnieszka P. i Renata C. to całkiem sprawdzony skład i właśnie dzięki temu o powodzenie naszej wyprawy nie miałam wielkich obaw.

Szlak wokół Tatr w najprostszej wersji to około 220 km praktycznie cały czas po asfalcie, zarówno po stronie polskiej jak i słowackiej. Rozdzieliłyśmy to na 3 dni, i tak najczęściej się to robi chcąc okrążyć Tatry. Biorąc pod uwagę fakt, że trasa obfituje w liczne wielokilometrowe podjazdy jako taka kondycja jednak się tu przydaje.

Nasza trasa nie była jednak typową pętlą gdyż ruszyłyśmy z Nowego Targu i okrążając Tatry przez Słowację zakończyłyśmy podróż w Zakopanem.

W obie strony: zarówno do Nowego Targu jak i z powrotem z Zakopanego dostałyśmy się pociągiem. W nocy w pociągu można spać unikając w ten sposób już na wstępie sporego zmęczenia wynikającego z prowadzenia samochodu. I tu jedna uwaga planując podróż pociągiem z rowerem. Bilety trzeba kupić ze sporym wyprzedzeniem. Problemem zawsze są bilety na rower, których na cały gigantyczny skład pociągu jadący z Gdyni do Zakopanego i Krynicy jest jedynie sześć. A bilet na rower jest obowiązkowy. Z resztą zasada ta tyczy się także innych popularnych połączeń kolejowych np. do Świnoujścia, gdzie o bilety na nocne pociągi trzeba się ostro bić. Nam się jednak udało kupić miesiąc wcześniej i wystartowałyśmy tak jak chciałyśmy.

Wyprawę rozpoczęłyśmy od ,,historyczno-kulturowo-przyrodniczego szlaku wokół Tatr”. Od lutego 2014 roku do listopada 2015 roku powstało w okolicy ponad 93 km ścieżek rowerowych z nawierzchnią asfaltową lub szutrową, biegnących przez tereny o wysokich walorach przyrodniczych, kulturowych i historycznych. Nasz początkowy szlak to 35 km nieprzerwanego transgranicznego odcinka prowadzącego od Nowego Targu trasą dawnej linii kolejowej do granicy słowackiej w Suchej Horze i dalej w stronę miasta Trstena.

Cały ten odcinek to wydzielona ścieżka rowerowa, biegnąca wśród wiosek i pól z widokiem w oddali na Tatry. Nadaje się ona na wyprawę dla całej rodziny, nie ma tu dużych podjazdów a na całej trasie usiane są wiaty rowerowe i ławeczki. Bez wątpienia jest to jeden z lepiej przygotowanych szlaków rowerowych na jakich przyszło mi jeździć w Polsce. Jedyne do czego można by było przyczepić się tego dnia to wiatr wiejący wciąż prosto w twarz.

Dalej, już na Słowacji odbijamy w lewo, zjeżdżając z nasypu kolejowego. Tu trasa wiedzie drogami krajowymi, choć czasem pojawiają się odcinki zupełnie wydzielonych ścieżek rowerowych, np. w okolicy Orawic czy Liptowskiego Mikułaszu.

 

W sytuacji gdy nie ma ścieżek rowerowych szlak biegnie drogami o małym ruchu samochodowym lub ze sporym poboczem. Warto zwrócić tu uwagę, iż przepisy słowackie mówią o tym, że poza terenem zabudowanym obowiązkowy jest kask rowerowy. No chyba że mandat mamy wliczony w koszty wyprawy…

Tak, żeby nasza wyprawa wokół Tatr miała charakter typowo górski noclegi zaplanowałyśmy w schroniskach tatrzańskich. Pierwszy w schronisku Zwierówka, drugi nad Popradzkim Stawem. Wymagało to zjechania z głównego szlaku i nadrobienia parunastu kilometrów. Po przejechaniu sporego odcinka danego dnia nie było to łatwe zadanie, bo szlaki do samych schronisk w obu przypadkach wiązały się ze sporym podjazdem.

Klimat miejsc wynagradzał jednak wszelkie trudy. Zimne piwko w schronisku, widok na Tatry czy na przykład wycieczka na cmentarz pod Osterwą dopełniły tylko uroki całej wyprawy.

Wyjeżdżając w Tatry na rowerze trzeba liczyć się z tym, że czasami będzie ciężko. Znając wcześniej profil całej trasy, jadąc już np. 20 km pod górę świadomość, że przed nami jeszcze 15 km podjazdu była osłabiająca. Na szczecie jak jest podjazd to jest i zjazd. Warto tu mieć spore zaplecze czasowe by uniknąć niepotrzebnego stresu, mieć czas na odpoczynek i na nieprzewidziane sytuacje losowe. My wyjeżdżałyśmy już o 6 rano, i wiedziałyśmy, że nawet gdybyśmy większość czasu miały prowadzić rower to i tak zdążymy.
Jednym z cięższych odcinków jest fragment trasy w okolicach Szczyrbskiego Jeziora, gdyż tu dość istotnie zwiększamy naszą wysokość przenosząc się z Tatr Zachodnich w Tatry Wysokie. Ciężkie sakwy i palące słońce nie pomagały za bardzo. Jeżeli ktoś nie chce dźwigać są firmy, które organizują wyprawy wokół Tatr a samochód wiezie nasze bagaże. My wybrałyśmy jednak stanowczo wariant samodzielny, dający nam znacznie większa satysfakcję.

Dzień ostatni to przewaga zjazdów choć i tu pojawiały się ciężkie odcinki. Mijałyśmy większe słowackie miejscowości takie jak Stary Smokowiec czy Tatrzańska Łomnica. Jest to dobry moment żeby uzupełnić swe zapasy żywieniowe, jeżeli mamy braki. Po stronie słowackiej w weekend miałyśmy bardzo duży problem żeby znaleźć w okolicznych wioskach jakiś otwarty sklep. Dlatego mimo dodatkowego ciężaru warto przywieźć coś ze sobą z Polski.

Koniec wyprawy to wizyta w Zakopanem. Dotarłyśmy tu stosunkowo wcześnie i miałyśmy jeszcze pół dnia do wykorzystania. Po małym odpoczynku podjęłyśmy wiec próbę przejażdżki rowerowej czarnym szlakiem Ścieżką Pod Reglami. Tatry w części polskiej są zamknięte dla rowerów i jeździć można jedynie w niewielu miejscach. Rowerem możemy dostać się do schroniska w Dolinie Chochołowskiej, szlakiem czarnym do Murowańca oraz przemieszczać się właśnie Ścieżką Pod Reglami, biegnącą w dolnej części Tatr. Każdy z tych szlaków wymaga jednak porządnego roweru górskiego i nie nadaje się za bardzo na podróżowanie z obładowanym sakwami rowerem. Aczkolwiek próbę podjęłyśmy, całkiem nieźle się przy tym bawiąc.

Podsumowując wyprawę uznajemy za bardzo udaną. Łącznie przejechałyśmy około 240 km w ciągu trzech dni wliczając w to zjazdy z głównego szlaku. Jeżeli ktoś nie czuje się na siłach, podróż można rozbić na więcej dni bądź skorzystać z pomocy firm organizujących tego typu wyprawy. Trochę kondycji, zaplecze czasowe, sprawny rower i przede wszystkim chęci a Tatry można oglądać z zupełnie innej perspektywy.